Czyli, kiedy można już lecieć na Karaiby
Gdy kończy się projekt unijny, myślisz odruchowo: uff, zrobione.
Zanim jednak dasz się ponieść tej sympatycznej myśli i rzucisz wszystko, by wyjechać w Bieszczady (albo lepiej – na Karaiby), warto wiedzieć, że to jeszcze nie zupełnie koniec… Od tego momentu zaczyna się… trwałość projektu. Może poczułeś teraz mały dreszczyk grozy, ale nie ma się, czego bać. Dobrze jest po prostu mieć świadomość, z czym wiąże się zakończenie projektu.
No to, czym ta trwałość właściwie jest?
W skrócie, trwałość projektu to taki okres (najczęściej trzy lata), w którym nie możesz sprzedać maszyn, musisz utrzymać zatrudnienie i, mówiąc kolokwialnie – nie popsuć tego, co zbudowałeś za unijne pieniądze.
Komu 3 lata, a komu 5?
Długość okresu trwałości projektu może się różnić i zależy od wielkości przedsiębiorstwa. Trwa odpowiednio:
- dla mikro, małych i średnich firm – 3 lata;
- dla dużych firm – 5 lat.
Taka ciekawostka – trzeba wziąć poprawkę na to, że programy rolne rządzą się innymi prawami i tu również potrafią zaskoczyć. Tam nawet małe firmy 5 lat czekają na zwrot weksla.
Co trzeba utrzymać?
To dość logiczne. Urzędnicy będą od Ciebie oczekiwać, że utrzymasz to, co zadeklarowałeś w projekcie:
- maszyny (nie sprzedajesz ich, tylko używasz);
- zatrudnienie (np. trzy etaty to trzy etaty – liczy się liczba, nie konkretni ludzie);
- ogólnie – wskaźniki, np. przychody ze sprzedaży nowych produktów (choć to najczęściej wymaga trwałości tylko przez rok) albo wpływ na środowisko.
Kiedy licznik startuje?
Tu łatwo się pomylić i dać zwieść, jeśli nie masz rzetelnych informacji.
Dlaczego? Bo wcale nie chodzi o zakończenie projektu.
Warto, żebyś zapamiętał – rzeczone trzy lata liczy się od daty wypłaty ostatniej transzy środków z dofinansowania. Czyli: kiedy ministerstwo zrobi ostatni przelew – wtedy właśnie Twój trzyletni zegar zaczyna odliczanie.
A co po trzech latach?
Kiedy uda Ci się utrzymać wszystkie wskaźniki przez trzy lata, to będzie właśnie ten moment, kiedy faktycznie możesz odetchnąć i pomyśleć: uff, odhaczone. Możesz sprzedać maszyny, zwolnić ludzi i – jak wspomniałem – lecieć na Karaiby.
Ale… no właśnie, ale.
Kontrola po czasie
Żeby nie było tak różowo, opowiem Ci historię naszego klienta. Nie pisaliśmy wprawdzie dla niego projektu, ale zgłosił się do nas po pomoc. Okazało się, że minęło cztery i pół roku, tymczasem w jego firmie miała odbyć się wizyta kontrolna.
Dlaczego? Bo, mimo że projekt się zakończył, nie wysłano do urzędu ankiet trwałości oraz nie odpowiadano na pisma z urzędu. W takiej ankiecie należy odpowiedzieć na proste pytania dotyczące zadeklarowanych wskaźników. Zwykle wypełniają ją doradcy. W tym przypadku nie zrobił tego nikt. Cóż, kontrola wjechała jak do siebie…
Na szczęście, ostatecznie wszystko udało się ogarnąć, ale wniosek jest jeden: jeśli coś obiecujesz – to dotrzymuj słowa. Nawet jeśli długo nikt się nie upomina, to nie znaczy, że jeszcze tego nie zrobi.
A może by tak jeszcze dwa miesiące…
I jeszcze jedno story. Tym razem projekt inwestycyjny obejmujący budowę laboratorium z dofinansowania. Ten wnioskodawca zobowiązał się, w okresie trwałości, do przeprowadzenia trzech projektów badawczych i dwóch publikacji w czasopismach lub na portalach naukowych.
Klient przeprowadził badania i opublikował dotyczące ich prace naukowe w dwóch miejscach. Jedna z publikacji została zatwierdzona przez urząd, drugą poddano w wątpliwość, jako że została zamieszczona na stronie www, niemającej charakteru portalu naukowego.
Efekt? Okres trwałości projektu został wydłużony o dwa miesiące, bo mniej więcej tyle wymagała cała logistyka związana z publikacją drugiej pracy w miejscu, znacznie bardziej odpowiednim.
Taka to historia ☺
Podsumowując
Trwałość projektu to nie koniec świata. Zwykle wszystko idzie gładko.
Warto jednak wiedzieć, że:
- urząd może wrócić do sprawy po latach;
- „trzy lata” może się niepostrzeżenie zamienić w „3 lata i 2 miesiące”;
- a Karaiby – chociaż kuszące – lepiej zostawić na moment, kiedy będzie już po wszystkim.




