To także Twoja obawa?
Ostatnio spotkałem się z tytułową obawą. Usłyszałem ją wprost od nowego klienta – firmy z branży opakowań, z bardzo świadomym prezesem.
Negocjacje
Obawa brzmiała mniej więcej tak:
„A co jeśli napiszecie wniosek, on przejdzie, a potem – jak już będzie trzeba rozliczać, zbierać faktury, ogarniać płatności – to znikniecie, bo wpadnie Wam jakiś bardziej kaloryczny kontrakt?”
Chciałem powiedzieć – to, po co Pan negocjował…? 😉 Ale, wiesz, ugryzłem się w język 😃
No i… poza tym… rozumiem obawę w 100%.
Wśród firm krążą różne opowieści. Jedne prawdziwe, inne lekko podkoloryzowane. A człowiek uczy się nie tylko na swoich błędach – trzeba trochę słuchać i wyciągać wnioski z tego, co dzieje się wokół.
To jak to jest?
- Pisanie wniosku jest trochę jak szycie na miarę – wymaga skupienia, kreatywności, znajomości przepisów i… deadline’ów. W tym przypadku obstawiałbym, że wymiana osoby/firmy przygotowującej wniosek w trakcie jego pisania – spowoduje KATASTROFĘ.
- Rozliczanie to bardziej inżynieria finansowo-komunikacyjna. Tu nie ma miejsca na freestyle, ale jest za to miejsce na porządek, procedury i komunikację z instytucją. Cały proces trwa około dwóch lat. I tu zmiana, z pewnością, nie spowoduje dramatu. Doprecyzuję może jeszcze – pod warunkiem, że zmiana osoby lub firmy rozliczającej projekt nie wynikała już właśnie z jakiegoś DRAMATU.
Bo rozliczanie projektu to: postępowania ofertowe + faktury + wnioski o płatność. I to jest meritum – reszta to tylko dodatek.
A jakbym tak…
… miał wybrać najważniejszą z tych trzech rzeczy, to będzie to postępowanie ofertowe. Trzeba je na tyle sprytnie napisać, żeby jednoznacznie nie wskazać preferowanego dostawcy i skutecznie pozbawić niechcianych oferentów dostępu (na przykład tych, którzy oferują chińskie maszyny).
Wracając do obawy o to, że zostaniesz na lodzie z rozliczeniem.
Nie ma co się obawiać pod warunkiem, że trzymasz się tej złotej zasady:
Etap pisania wniosku – nie zmieniaj zajmującej się tym osoby lub firmy.
Etap rozliczania projektu – jak trzeba i nie da się inaczej, to możesz zmienić osobę lub firmę.
A tak BTW… to nam zależy
Zależy nam nie na jednorazowych strzałach, tylko na stałych klientach. Oprócz karmienia morale i ducha takimi rzeczami, jak pochwała od klienta na przykład, że widzi zaangażowanie i pracę „z głową”, to… od strony zarządzania i bezemocjonalnych cyferek – nowy klient to koszty: sprzedaży, onboardingu, komunikacji, edukacji.
Więc – współpraca na stałe po prostu zarówno się OPŁACA, jak i WARTO – a to, parafrazując Jacka Walkiewicza, najlepszy układ 😉
Mogę Cię zapewnić, że naszą misją jest wspieranie rodzinnych firm produkcyjnych, a nie zostawianie ich z rozgrzebaną halą w połowie budowy.
Więc nie, nie znikniemy.
Prędzej zadzwonimy, żeby zapytać, czy jesteś już gotowy, żeby wspólnie pisać kolejny wniosek 😉




