Czyli o finansowaniu projektów
To, jak ta cała kwestia finansowania projektu wygląda? Dla mnie – to jest prosta sprawa. Bo tu naprawdę nie ma rocket science.
Przepływy
Wyobraź sobie taki scenariusz:
Realizujesz projekt przez dwa lata. Budujesz kawałek hali, kupujesz urządzenia. Wydatki ponosisz – dla uproszczenia – mniej więcej równe, co kwartał.
Dotacja też spływa, dla uproszczenia: co kwartał, zgodnie z zasadami.
Widzisz przepływy w XLS?
Pewnie tak. Ja też. To idziemy dalej 😉
Niuanse
Co jeszcze warto sobie wyobrazić w tym niemal baśniowym scenariuszu? Dotacja – przyjmijmy, że jest na poziomie 60% – to nie wszystko. Taka dotacja oznacza, że trzeba zapewnić minimum 40% całej sumy jako wkład własny. Do tego dochodzą jeszcze:
- nadwyżka finansowa, którą trzeba dysponować zanim spłynie dotacja – w wysokości, powiedzmy, 10% budżetu;
- VAT – niby nie mój i nie Twój, ale trzeba zachować płynność na 60 dni (procedura US).
Bank
No dobra, a teraz wyobraź sobie: mając dotację, wkład własny musisz pokryć z własnych środków. Może to być kredyt bankowy, może być pożyczka leasingowa, albo zyski firmy, ale udział własny na cały projekt musi być zapewniony i tyle.
Jak masz zdolność finansową – bank czy leasing kredyt Ci przyzna, a jeśli takiej zdolności nie masz – robi się problem.
Prosta historia
Przytoczę tu pewną historię z ostatniego czasu. Byłem niedawno u klienta w jego nowym zakładzie z branży prefabrykacji domów. Piękny obiekt, 1500–2000 metrów kwadratowych.
Ale… cofnijmy się o siedem lat.
Ten sam przedsiębiorca zgłosił się do mnie wówczas z pomysłem na projekt – razem z potencjalnym wspólnikiem, który znał branżę budowlaną. Był on związany z JW Construction, natomiast sam nasz klient był z innej branży.
Przedsiębiorcy planowali spory projekt, zakładający budowę zakładu i zakup maszyn. Wniosek przeszedł, za to wspólnik się wycofał.
Wyobraźcie sobie, jak trudno było zrealizować wszystkie założenia projektu, kiedy jego wartość była bliska 100% rocznych przychodów firmy… Jak możesz się domyślić, w takiej sytuacji o kredyt było ciężko. Przeciągaliśmy temat 3 – 4 lata. Ostatecznie – z dużym udziałem własnym i małym kredytem – udało się go dowieźć.
To teraz z górki
Mogłoby się wydawać, że najgorsze za nami, to teraz z górki. Ale NIE. Minął rok od zakończenia, a problemy się nie skończyły…
Zakład stoi, maszyny są – wszystko to robi duże wrażenie, to fakt. Zdecydowanie powinien być ukierunkowany na seryjną produkcję, a jest trochę tak – od zlecenia do zlecenia. Dlaczego? Nowa branża, brak kontaktów, wyrobionej pozycji itd.
Jaki z tej historii morał? Pozostawię tę opowieść bez morału, ale wnioski możesz wyciągnąć sam.
Tymczasem trzymam za naszego klienta kciuki – jest przedsiębiorcą. Jestem przekonany, że poradzi sobie z rynkiem.
I jeszcze jedna refleksja
Na kilkaset projektów unijnych, które przeszły przez nasze ręce, tylko w dwóch przypadkach skutecznie pojawił się inwestor zewnętrzny. To naprawdę nie jest łatwe – żeby ktoś zainwestował w Twój pomysł pieniądze, wszedł bezpiecznie w projekt i miał realną szansę na dobry wynik finansowy.
I tu jest sedno. Projekty da się sfinansować – dotacjami, kredytem, leasingiem, ale…
Czasem finansowanie projektu to dopiero początek. Dobrze, żebyś miał świadomość, że jeśli nie masz branżowego know-how, kontaktów i ludzi wokół – pieniądze same biznesu nie zrobią.
Mój dobry klient powiedział mi kiedyś odnośnie do inwestycji:
„Panie Andrzeju, przy inwestycji to własna kasa na końcu – najwyżej, żeby trochę wspomóc / lewarować / dokończyć”.
Dzisiaj wiem już, i bez historii naszego klienta, że stawianie wszystkiego na jedną kartę to za duże ryzyko. Ryzyko trzeba minimalizować. Są wartości wyższe niż realizacja jakiejkolwiek inwestycji, takie jak choćby bezpieczeństwo rodziny i bliskich czy odpowiedzialność za rodziny pracowników.